13.09.2014r. godz. 5.00. Za oknem jeszcze ciemno, a ja wstaję, bo dziś maraton (50km) wokół Zalewu Sulejowskiego, a ja lubię mieć zapas czasu na jakieś nieprzewidziane zdarzenia. Już dzień wcześniej naszykowałem sobie cały sprzęt do zabrania, więc rano pozostało mi tylko ładownie węglowodanów, czyli spaghetti z warzywami (uwielbiam 🙂 ). Wieczorem też były warzywa, ale dla odmiany z ryżem. Tak więc napakowany glikogenem zbieram się do wyjścia, bo po drodze mam zabrać jeszcze Asię i Bartka. Podróż mija szybko chociaż już w Sulejowie stanęliśmy w korku, który miało się wrażenie, wcale się nie posuwał. Na szczęście udało się dojechać na czas i odebrać pakiety startowe. Pełen wypas: imienny numer, cztery agrafki i bon na posiłek. No cóż, nie przyjechaliśmy tu po prezenty tylko dać z siebie wszystko na trasie biegu. I tak właśnie było.