„Setka po łódzku” jest to impreza polegająca na pokonaniu pieszo 100km w ciągu 24h lub 50km wciągu 12h. Każdy uczestnik zostaje wyposażony przez organizatora w kartę startową, mapę z zaznaczoną trasą oraz jej dokładny opis ułatwiający orientację w terenie. Na trasie rajdu znajduje się kilka punktów kontrolnych które należy zaliczyć w odpowiedniej kolejności.
Nigdy w życiu nie pójdę na 100km, to postanowienie podejmuję za każdym razem, po ukończeniu jednej pętli setki tj. 50km. W tym roku było podobnie.
Po raz trzeci brałem udział w tej imprezie, więc wiedziałem czego się spodziewać. Pogoda miała sprzyjać, a ja byłem przekonany o własnej nieomylności. Trasa na mapie wyglądała prosto i bezproblemowo postanowiłem więc nie korzystać z opisu. W związku z tym, już wkrótce po pierwszym punkcie kontrolnym udało mi się zgubić szlak. Przebiegał on jednak w taki sposób, że nie musiałem znacząco nadrabiać. Jedyną przeszkodą był rzadki las z wysoką trawą, która okazała się być wyjątkowo mokra. Po chwili wahania i poszukiwań znalazłem właściwą ścieżkę a na niej kompana. Niestety , w trakcie poszukiwań drugiego punktu kontrolnego stwierdziliśmy rozbieżność mapy i opisu (błąd organizatora). Wkrótce dowiedzieliśmy się, że punkt był nocą skradziony i szybko na nowo stawiany. Cała ta historia sprawiła, że porzuciłem myśl o korzystaniu wyłącznie z mapy. Jakiś czas później, w okolicach 30km, skończyła mi się woda. Jest to duży problem ponieważ wbrew pozorom na trasie jest bardzo mało możliwości jej zakupu, a na niewielu punktach kontrolnych można ją otrzymać. Wkrótce zostałem zmuszony przestawić się z biegu na marsz. Udało mi się natomiast dogonić jedną z osób idących na 100km. Zmęczenie i brak wody są już poważnym problemem. Spróbowałem podbiec co o mało nie skończyło się skurczem. Co około kilometr przystawałem i kucałem, aby odpocząć. Po jakimś czasie miałem już zawroty głowy podczas wstawania. Dotarłem do ostatniego punktu kontrolnego i wypiłem pięć kubków wody plus jeden w ręku zabrałem na drogę. Zdjęcie plecaka i uzupełnienie w nim wody wydawało mi się zbyt męczące. Zostało mi 6km do mety. Wkrótce zauważam, że mogę truchtać z czego korzystałem, ale i tak ten ostatni odcinek zajął mi ok. godziny. Upragniona meta po 7.35h. Przyszedł czas na prysznic oraz to co najfajniejsze czyli wymiana wrażeń z innymi uczestnikami.
Pomimo wysiłku jaki trzeba włożyć „setka” daje niesamowicie pozytywną energie. Pozwala na dłuższe przebywanie tylko we własnym towarzystwie. Daje możliwość cieszenia się z każdego kilometra oraz ze zwykłych drobnostek takich jak cień lasu. Umożliwia kontakt z przyrodą jakiego na co dzień nie uda nam się zaznać. Mam nadzieję że jeszcze nie raz będzie mi dane wziąć w niej udział.
Strona organizatora: http://www.skpb.lodz.pl/index.php/my-w-lodzi/setka-po-lodzku/