Z trasy półmaraton białostocki

Połówka w Białymstoku

Rafał numerek Półmaraton BiałystockiDecyzja o wyborze połówki w Białymstoku była po części wynikiem przypadku. Po naderwaniu mięśnia i trzymiesięcznej przerwie w jakiejkolwiek aktywności przyszła pora na wyznaczenie celów biegowych. Podstawą był plan treningowy do 10k, potem przejście do planu pod półmaraton, a potem za ciosem miał iść maraton. Ponieważ rozkład zajęć pod 10k zajmował 8 tygodni, a pod półmaraton 12, celowałem w imprezy, które w kalendarzu lokowały się w końcówkach planów. I tak było z biegiem w Dobrej, natomiast w przypadku półmaratonu zdecydowałem się skrócić okres przygotowawczy. Lubię Białystok, jest zielony, ma niską zabudowę, część założeń pałacowych została zachowana, łącznie ze starym układem ulic. Cieszą zachowane osie widokowe, zamknięte mocnymi punktami, przebudowany z głową rynek Kościuszki, stopniowe przywracanie założeń parkowych, zieleń, nakaz używania zbliżonych kolorów parasoli na rynku. Dodatkowy argument za wyborem Białegostoku to okoliczność, że pochodzi z niego Marta, co wiąże się z pewnymi udogodnieniami.

Wróćmy do biegania. Trening pod 10k zakończyłem zadowolony, sprawdzianem był bieg w Dobrej. Ukończyłem go z czasem 47 minut 43sek, nie biegnąc tempem maksymalnym. Obyło się również bez nawrotu kontuzji i większego bólu. Podniesiony na duchu przystąpiłem do przygotowań do półmaratonu. Na dwa tygodnie przed startem odnowiła się kontuzja. Naderwanie nie było tak obszerne jak wcześniej, niemniej bolesne, uniemożliwiające dłuższe lub szybsze bieganie. Po konsultacji z lekarzem i rehabilitantem oraz zastosowaniu taśm kinezjologicznych, postanowiłem zaryzykować i pobiec w Białym. Do samego startu zgodnie z zaleceniami zrezygnowałem całkowicie z treningów. W przeddzień startu naszły mnie wątpliwości, czy jest to aby rozsądne posunięcie. Zaznaczyć muszę, że już w przeddzień połówki, w sobotę, zorganizowano elegancki rozruch, czyli 3,5km Bieg Śniadaniowy zakończony na Stadionie Miejskim wspólnym posiłkiem. W ten sam dzień rozegrane zostały biegi dla dzieci na dystansach 100m, 500m, 2km. Rekapitulując, bardzo ładnie zorganizowany weekend biegowy. Słowa uznania dla organizatorów.

Wróćmy do półmaratonu. Z wątpliwościami stawiłem się na dziedzińcu Pałacu Branickich. Jak zwykle przed biegiem rozgrzałem się i rozciągnąłem solidnie. Była to jedna z najprzyjemniejszych rozgrzewek jaką odbyłem, przeprowadzona w pięknym otoczeniu założenia pałacowego. Czysta przyjemność. Przyszedł czas na start, ustawiłem się w grupie biegnącej na 1:50, takie było założenie – dobiec bezpiecznie do mety we w miarę przyzwoitym czasie. Start nastąpił z dziedzińca pałacowego, z uwagi na dużą liczbę biegaczy – 1700 osób biegło połówkę, a 700 osób 5k – było naprawdę ciasno. Ruszyliśmy powoli, bardzo powoli do przodu. Ci którzy biegli z psami, mieli trudniejsze zadanie, psiaki były tak zmotywowane i ucieszone, że zespoły zamieniały się w pociski. Pogoda była doskonała, słonecznie, niezbyt ciepło, optymalne warunki do biegu. To co mile mnie zaskoczyło to liczba kibiców. Nie lubię biegać dłuższych dystansów po pustych ulicach. W Białym było ich całkiem sporo. Trasa poprowadzona była przez ciekawe i zielone okolice. Oznaczenie trasy bez zarzutu. Organizatorzy wykorzystali białostocką kranówkę na punktach nawadniających. Biegłem założonym tempem, spokojnie, czułem moc i zapas sił. Po kilkunastu minutach doszedłem do przekonania, że mogę przyspieszyć. Trzymałem tempo na 4.40min/km. Z jednej strony biegło mi się dobrze, z drugiej zaś, gdzieś z tyłu głowy kotłowały się obawy, czy aby na pewno mój mięsień to wytrzyma.

Z trasy półmaraton białostocki

Pierwszy raz byłem użytkownikiem taśm kinezjologicznych, byłem sceptycznie do nich nastawiony, toteż ze zdziwieniem skonstatowałem, że jednak działają. Biegło bowiem mi się dobrze i o dziwo bezboleśnie prawie do końca. Zaraz za wodopojem zwolniłem mocno, widząc jak osoba przed którą biegłem, nagle zwalnia, widać było, że coś jest nie tak, zapytałem się co się dzieje – „zbyt szybkie tempo”, poklepałem kolegę po plecach, zamieniliśmy parę zdań, wróciłem do swojego tempa. Bieg traktowałem jako rodzaj zabawy, przybijałem piątki, oklaskiwałem oklaskujących, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Szczególnie miło było oklaskiwać i przybijać piątki z dzieciakami. Część kibiców wyposażona była w kuchenne instrumenty perkusyjne tj. w rondle, garnki i patelnie, ich dźwięk motywował do przebierania nogami. Bieg dodatkowo uprzyjemniali mi bliscy kibice, Marta, Jeremi oraz Gosia i Hubert, wysiłek jest o wiele przyjemniejszy, gdy ma się wsparcie bliskich sercu osób.

Rafał z podniesionymi rękoma

Gdzieś w okolicach 17km odechciało mi się biec. Doszedłem do wniosku, że to bez sensu tak biegać, można by przecież spokojniej spędzić czas np. kontemplując piękno puszczy czy oddając się zajmującej lekturze. Z powyższych dywagacji wyrwały mnie dwie kibicujące dziewczyny, które krzycząc i poklepując mnie sprawiły, że zacząłem wracać do świadomego biegu. Chwila uniesienia i końcowy podbieg. Ostatnie 2km były ciężkie, wtoczyłem się na metę z uczuciem ulgi. Na mecie czekała na mnie Marta. Zostaliśmy jeszcze około godziny kibicując pozostałym uczestnikom. Było zimno.

Rafał siedzi na fontannie

Rafał Bąkowski