„…Jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny marzenia plany…”
Ten tekst Wojciecha Młynarskiego jest od paru dni moim „hymnem, kolędą”. Jest to poruszający utwór, który przynosi nadzieję. Nadzieję, która obecnie jest nam bardzo potrzebna. Za kilka dni minie miesiąc, gdy nasz świat wcisnął przycisk „Pauza”. Od prawie czterech tygodni próbujemy na nowo układać nasze plany dnia, nasze relacje, często okazuje się, że zmianie ulegają także nasze priorytety. Pandemia koronawirusa dotknęła bez wyjątku wszystkich. Nas biegaczy również.
Ten ostatni miesiąc to dla mnie czas wielu obserwacji i przemyśleń. Zdarzało się, że także zwątpień. Wyszło na jaw, że dla mnie największym problemem okazała się niemożność spotkania z moim „stadem biegowym”. Co jednocześnie dało mi dużo do myślenia, jaki jest mój cel, jeśli chodzi o bieganie. Już nie zawody, nie życiówki są ważne. Istotni są ludzie, spotkania z nimi, radość z biegania. Arystoteles w „Polityce” napisał : „Człowiek jest z natury istotą społeczną; jednostka, która z natury, a nie przez przypadek, żyje poza społecznością, jest albo kimś niegodnym naszej uwagi, albo istotą nadludzką. Społeczność jest w naturze czymś, co ma pierwszeństwo przed jednostką. Każdy, kto albo nie potrafi żyć we wspólnocie, albo jest tak samowystarczalny, że jej nie potrzebuje, i dlatego nie uczestniczy w życiu społeczności, jest albo zwierzęciem, albo bogiem”. Dla mnie sytuacja pozornej izolacji (pozornej, gdyż nadal mieszkam z bliskimi, mogę pojechać po zakupy itp.) uzmysłowiła mi ogromną wartość wspólnoty w moim życiu. Odwoływane imprezy tak bardzo nie nadszarpnęły mojej motywacji do biegania, jak właśnie fakt, że nie mogę umówić się na wspólne wtorkowe podbiegi. Rozumiem jednak frustrację innych biegaczy, którzy tygodniami, bądź miesiącami szykowali formę, by zrobić nową życiówkę w półmaratonie czy maratonie, często kosztem wyrzeczeń wobec rodziny, bliskich. Ale to nie nam odwołano olimpiadę. My najczęściej ścigamy się sami ze sobą i ze swoimi słabościami, a nie z konkretnymi rywalami.
Kolejne obostrzenia, które zostały wprowadzone w celu minimalizacji rozprzestrzeniania się wirusa, dały mi bardzo ważną lekcję. Uświadomiły mi jak istotną wartością w życiu jest wolność. W naszym przypadku jest to tylko kwestia dyskusji o tym, czy można wyjść pobiegać, czy nie. Ale zastanówmy się nad tym, ile jest miejsc w świecie, gdzie ta wolność ograniczana jest na wielu innych obszarach. Doceńmy to, co mamy. Uczmy nasze dzieci, że wolność, to dar, o który musimy dbać.
Jednocześnie ta sytuacja sprawiła, że w wielu z nas wykazało niesamowitym hartem ducha. Muszę wspomnieć o naszej znajomej Ani, która na przymusowej kwarantannie, biegała w mieszkaniu i w czasie takiego „biegu wokół stołu” robiła 10 kilometrów. I nie był to jednorazowy wyczyn, tylko regularny trening co dwa dni. Ja nie miałam takich restrykcji, ale chciałam sprawdzić, jak to jest i jeden z treningów wykonałam na stumetrowej pętli wokół domu. To były najdłuższe 12 kilometrów w moim życiu. Ale z drugiej strony dały mi satysfakcję, że dałam radę.
Na razie jednak, póki mogę, biegam poza moim podwórkiem. Nie jest to już jednak czas realizowania planów treningowych, ale odkryłam inną zaletę tej sytuacji. Zaczęłam zabierać ze sobą moje córki na powolne pięciokilometrowe przebieżki. Dla nich olbrzymia frajda i duma, że pokonują taki dystans, dla mnie wartościowy czas spędzony tylko z nimi.
A może ta przymusowa pauza to dobry moment na zmiany? Na poprawę relacji z naszymi bliskimi? Zauważyłam, że wielu ludzi w tym trudnym okresie stało się bardziej wyczulonych na potrzeby innych, chcą pomagać bezinteresownie. To daje nadzieję, że jednak „ludzi dobrej woli jest więcej”. Dodatkowo myślę, że epidemia, to ostrzeżenie dla nas od Matki Natury, byśmy przestali traktować Ziemię, jako coś, co nam się należy, a w końcu zaczęli o nią dbać i ją szanować.
Wykorzystajmy ten czas. Za parę tygodni wrócimy do rzeczywistości, która nie będzie tą, którą znamy sprzed epidemii. Zmienią się nasze priorytety, relacje, wartości. Dlatego ważne jest byśmy myśleli o tym, co się przydarzy w przyszłości i byli na to przygotowani, a nie o tym, kiedy wróci, to, co było kiedyś i co znamy. Będzie inaczej, ale tylko od nas zależy, to czy będzie lepiej.
„…Jeszcze w zielone gramy chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nieraz już w dół runął
Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął…”
Gosia Grzechnik